Artykuł zawiera spoilery.
„Alone we can do so little. Together we can do so much.” – Helen Keller
Po krótkiej przerwie Criminal Minds powróciło na ekrany – tym razem z opowieścią o przemocy, która rodzi przemoc.
Wspominałem w relacjach z poprzednich odcinków, że ten serial doskonale zdaje sobie sprawę z sędziwego wieku, jakiego dożył, i raz po raz daje nam sceny skierowane przede wszystkim do wiernych, wieloletnich widzów. Dziewiąty sezon to także moment, kiedy można już bawić się konwencją procedurala, nie ryzykując spadku oglądalności z powodu zbytniego nowatorstwa. Tak jest i tym razem – na sam początek pojawia się scena, która odcinki Criminal Minds zwykle kończy, czyli aresztowanie przestępcy. Zaraz bowiem wychodzi na jaw, że obława była tylko pretekstem do tego, by Blake mogła oberwać kulkę w ramię, a właściwa kryminalna zagadka odcinka dotyczy czegoś zupełnie innego. Przypadł mi do gustu ten zabieg, a raczej spokojny profesjonalizm, z jakim go przeprowadzono – pamiętam odcinek z pierwszego sezonu, gdy postrzelona została Penelope, i fakt, że zagrożenie, które kiedyś stanowiło sensację tygodnia, teraz ledwie zasługuje na wzmiankę, wiele mówi o pozycji, jaką wyrobiło sobie przez kilka lat Criminal Minds.

Fot. CBS
Jeśli chodzi o główny wątek odcinka, czyli pościg za byłą ofiarą szkolnych prześladowań, która teraz mści się za doznane krzywdy, to nie mam nic do zarzucenia, ale też chwalić nie bardzo jest co. Ot, typowy średniak z przekonująco zagranym unsubem, dobrą dramaturgią i psycho(pato)logią niezbyt pogłębioną. Na pewno na plus zaliczyć można potężny ładunek gniewu, jakim emanował morderca – sprawiało to, że nawet banalne, do bólu ograne sceny „budujące napięcie” w rodzaju zabójcy czającego się tuż za nieświadomą niczego ofiarą faktycznie budowały napięcie. Jest coś pierwotnego, zwierzęcego w potężnie zbudowanym, rozjuszonym napastniku, który wyskakuje znienacka z ciemności i masakruje ofiarę gołymi rękami – czyż nie tak zginęło wielu naszych jaskiniowych przodków?
Nie zagrało dla mnie natomiast samo wyjaśnienie motywacji unsuba – nie jestem pewien, z czego to wynika, ale zwykle historie dotyczące znęcania się jakoś mocniej w tym serialu działały. Być może rzecz w tym, że to nie sam upokorzony za szkolnych lat chłopak stał się po latach mścicielem, ale jeden z gapiów (też zresztą prześladowanych). Tak czy owak, może i bym mordercy jako dawnej ofierze nawet współczuł, ale że po latach w wyniku intensywnych treningów i tłumionego gniewu sam stał się dość przerażający i okrutny, jakoś wyłączyła mi się empatia. Niech ginie. Albo raczej: niech siedzi, bo wyjątkowo unsub został w tym odcinku aresztowany, a nie zastrzelony.

Fot. CBS
Znacznie ciekawszy był wątek spotkania agentki Blake z rodziną. Rywalizacja pomiędzy rodzeństwem to zawsze dobry sposób, żeby wygenerować trochę napięcia na ekranie – zadziałał i tym razem. W zasadzie trudno dziwić się bratu Alex, że odnosił się do siostry cokolwiek niechętnie: wpakowała mu się z całą ekipą na głowę zupełnie bez zapowiedzi. Ale tak naprawdę chodzi przecież o emocje związane ze stratami, jakich ta rodzina doznała w przeszłości. Zmuszeni współpracować, Alex i Scott dochodzą w końcu do porozumienia, ale muszą najpierw przyznać się oboje do tego, co kotłuje się pod powierzchnią: on do ukrytej pod maską irytacji tęsknoty, ona do bolesnych wspomnień na temat zmarłych matki i brata, jakie powracają do niej przy każdej wizycie w domu. Nie jest to może szczyt możliwości, jeśli chodzi o wątki rodzinne w tym serialu – by wspomnieć tylko o bliskich Hotcha – ale dobrze jest od czasu do czasu zobaczyć od tej strony Blake, która nie dość, że dołączyła do ekipy stosunkowo niedawno, to jeszcze jest osobą raczej skrytą.
A całą intrygę mającą na celu pogodzenie rodzeństwa ukartował oczywiście tatuś, który, jeśli mnie pamięć nie myli, pokazuje się na ekranie po raz pierwszy. Żałuję tylko, że nie pojawiło się więcej interakcji między nim a córką – ciekawie byłoby ją zobaczyć w innej roli. Może następnym razem?

Fot. CBS
Na koniec odcinka raz jeszcze dostajemy przyjęcie, w którym uczestniczy radośnie cała „rodzinka” profilerów FBI. Tym razem jest to grill w ogródku pod domem Alex, co sama zainteresowana słusznie kwituje stwierdzeniem, że oto nastąpiło zderzenie światów. Zaczynam odnosić wrażenie, że agenci zmówili się, żeby świętować wspólnie po każdej zakończonej sprawie – albo może to wciąż ta sama nieustająca impreza, w której sprawy kryminalne to tylko nużące przerywniki. Przesadzam, rzecz jasna – akurat Blake jest w zespole na tyle nowa, że towarzyska integracja z nią ma sens – ale twórcy serialu mogliby już nieco przystopować. Tak, wiemy, naszej drużynki nic nie rozdzieli, bo są zgrani i zżyci. Zrozumieliśmy za pierwszym razem.
Natomiast zupełnie na marginesie odcinka wspomnę, że dziwnie jakoś rzuciła mi się w oczy scena rozmowy Alex i Scotta w samochodzie – przymocowana do maski kamera okropnie się trzęsła. Jeśli miało to coś symbolizować, to ja takiego symbolizmu niestety ni w ząb nie rozumiem.
Criminal Minds
S09E11: Bully, emisja: 11.12.2013
Przemek Zańko: człowiek! Żyje w wielu miejscach, z czego Tu i Teraz stosunkowo najrzadziej. Pisze, żeby mu głowa nie pękła, co przy jej obecnych rozmiarach wydaje się całkiem możliwe. We wszystkich światach równoległych jest fizykiem, w tym – nie wiedzieć czemu – polonistą. Jego hobby to pisanie wstępów do BN-ek do własnych, jeszcze nienapisanych powieści, a czasem, od niechcenia, publikowanie opowiadań. Fan GTA i Supermana. Król hipsterów. Futuronauta.