Artykuł zawiera spoilery.
Im dalej w głąb Criminal Minds, tym częściej scenarzyści odwołują się w odcinkach do naszej sympatii dla postaci. Taki wniosek zdaje się wynikać z kolejnej porcji tegosezonowych przygód dzielnych profilerów FBI. Co i rusz albo wracamy do przeszłości, albo zaglądamy w życie prywatne bohaterów, albo dostajemy pełne ciepła sceny podkreślające, jak blisko są ze sobą członkowie drużyny. Gdyby cierpiały na tym fabuły, pewnie bym narzekał, że Criminal Minds jak zrzędliwy staruszek rozpamiętuje tylko przeszłość, zapominając o teraźniejszości, ale na szczęście tak się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, uważam odcinki od piątego do dziewiątego za w większości wyjątkowo udane i jestem coraz bardziej spokojny o przyszłość serialu.
A tymczasem przeszłość atakuje. W serialach typu procedural, które z konieczności poświęcają rozwojowi bohaterów tylko niewielką cząstkę uwagi, tragiczne i traumatyczne wydarzenia z przeszłości często po prostu jakoś się… rozmywają. Pamięta się o nich, ale w natłoku nowych śledztw nie ma zwykle czasu na roztkliwianie nad tym, co minione. Po finale zeszłego sezonu miałem jednak nadzieję, że wstrząs, jakim była śmierć Strauss, nie przejdzie niezauważony. I doczekałem się – bo choć nie powiedziano tego w odcinku piątym wprost, odzywające się nagle stare rany Hotcha (tak fizyczne, jak i emocjonalne) wydają się właśnie reakcją na tamtą stratę. Jako drużynowy twardziel agent Hotchner nie może sobie zazwyczaj pozwolić na okazanie słabości – zazwyczaj w odpowiedzi na bolesne doświadczenia jeszcze bardziej się zaharowuje. Tak było i tym razem, tyle że wreszcie jego ciało zakrzyknęło: dość! Teraz wreszcie się policzymy!

Fot. CBS
Rzecz jasna, zagrożenia dla życia bohatera, który jest z nami od samego początku, tak naprawdę nie było. Ale też nie w budowaniu napięcia rzecz: chodziło raczej o pokazanie Hotchowi, że sposób radzenia sobie z kłopotami, który stosował do tej pory, przestał być skuteczny. W nieco może zbyt wymyślnej, ale ładnej i wzruszającej sekwencji w staromodnym kinie Aaron ma okazję spotkać zarówno swoją ukochaną zmarłą żonę, jak i człowieka, który pozbawił ją życia, a samego Hotcha na zawsze pokrył bliznami. Symbolika tych scen jest dla mnie oczywista: poczucie winy, które w koncu zostaje pokonane, przepracowane dzięki miłości do syna. Żeby być dla Jacka dobrym ojcem, Aaron musi przestać uciekać w pracę i zamiast na przeszłych tragediach, skupić na przyszłości. Czas pokaże, czy ta lekcja została przyswojona.
Główna fabuła odcinka całkiem dobrze z przeżyciami Hotcha współgrała – dostaliśmy może niezbyt oryginalną, ale sprawnie poprowadzoną historię ojca, który gotów jest zrobić wszystko, by spędzić czas z córką. A ponieważ „wszystko” oznacza w tym wypadku głównie mordowanie Bogu ducha winnych ludzi, rzecz nie może skończyć się dobrze. A mimo to się kończy – córce udaje się namówić tatę, żeby oddał się w ręce policji. Zaskoczyło mnie to, ale i ujęło. Chociaż raz unsub poszedł po rozum do głowy zamiast dać się zastrzelić… FBI powinno mu w nagrodę dać balonik.

Fot. CBS
Odcinek szósty, halloweenowy, jako jedyny spośród tu recenzowanej paczki zawiódł mnie fabularnie. Ja rozumiem, że święto, a więc przymykamy oko na pewną przesadę, ale bibliotekarz przekonany, że zabija czarownice, jakoś nie pozwolił mi zawiesić niewiary. Zbyt wymyślna ta fantazja, zbyt widowiskowa, a przy tym zbyt mało wiarygodna jako coś, co mógłby sobie uroić człowiek współczesny. Tak przynajmniej to czuję, choć może jako polonista nie powinienem zbyt surowo oceniać ludzi, którzy tak dużo czasu siedzą z nosem w książce, że stracili kontakt z rzeczywistością. Tak czy owak, gdy już przełknąć fantazję unsuba o wiedźmach – podobało mi się, że chociaż raz ofiara psychopaty zdołała opanować panikę i próbowała podjąć narzuconą przez swojego prześladowcę grę. W tym wypadku spryt zdecydowanie pomógł: „przyznanie się” ofiary do uprawiania magii i upieranie się, że blizna za uchem córeczki to „znak anioła”, znacząco opóźniły zaplanowaną egzekucję, dzięki czemu agenci FBI zdołali obie panie uratować. Uczcie się, przyszłe ofiary!
Jedyną korzyścią z „halloweenowości” odcinka była wzruszająca scena końcowa, w trakcie której nasi agenci wspominali utraconych bliskich. Aż dziwnie było patrzeć na tak poważne podejście do tematu święta zmarłych – na swój sposób bardzo to polskie. Tylko drinki z gałkami ocznymi i kolorowe dekoracje przypominały, że to wciąż Ameryka, gdzie dzieciaki przebrane za duchy biegają po domach, żebrząc o cukierki. Daję też odcinkowi plusik za fakt, że przyjęcie wspominkowe odbyło się w domu Penelope. Nie tylko dlatego, że ją ubóstwiam, ale również dlatego, że jeśli Hotch jest ojcem drużynki, to kolorowa hakerka bez wątpienia jest jej mamą. A cóż bardziej rodzinnego niż wspominanie bliskich?

Fot. CBS
Odcinek siódmy kontynuuje trend zacieśniania więzi rodzinnych między agentami, tym razem za pomocą Rossiego i wątku baru dla weteranów – aż się boję, czy czasem twórcy nie robią tego tak często tylko po to, by w finale złamać nam serce jakąś tragedią. Albo po to, by potem równie długo i widowiskowo te relacje psuć. Ale być może moje lęki są zupełnie nieuzasadnione? Może scenarzyści wiedzą, co robią?
Zobaczymy. Tymczasem błąka mi się po głowie myśl, że wyjątkowo intensywnie – i skutecznie – eksploatowana jest ostatnimi czasy przeszłość agenta Rossiego. Jego wiek daje możliwość odwoływania się do wydarzeń, w których reszta drużyny (za wyjątkiem może Hotcha) uczestniczyć nie mogła, żal więc nie wykorzystać tego potencjału. Mieliśmy już mordercę, który co roku rujnuje Rossiemu urodziny, mieliśmy dawnego towarzysza z czasów wojny w Wietnamie, teraz dostajemy nostalgię za lokalem, z którym wiąże się dla bohatera wiele wspomnień. Rozśpiewany finał tego wątku podobał mi się, miał w sobie jakąś radość i tę fajną atmosferę improwizowanych spotkań towarzyskich, które – choć zwołane naprędce i nieplanowane – wypadają koniec końców bardzo przyjemnie. Mam tylko nadzieję, że na drodze naszych profilerów nie stanie nigdy morderca, którego pokonać można wyłącznie wspólnym śpiewem, bo dobrze się to starcie nie skończy…
Tymczasem sama fabuła kryminalna nawet mnie wciągnęła. Dzwnie to zabrzmi, ale cieszę się, ilekroć unsub zabija mężczyzn, bo to aż przygnębiające, jak często ofiarami brutalnych gwałtów, morderstw i tortur padają w tym serialu kobiety. Tym bardziej, że statystyki potwierdzają, że akurat taką „ofiarologię” twórcy serialu zaczerpnęli z rzeczywistości. Ale zostawiając tę kwestię na boku – mężczyzna, którzy karze innych mężczyzn za niewybaczalne (w jego oczach) przewinienia, bo sam nie może uwolnić się od poczucia winy, był przeciwnikiem dość ciekawym. Oraz przygnębiającym. Boję się ludzi, którzy gubią się we wnętrzu własnej głowy. Brrr.

Fot. CBS
Może najbardziej zaskakujący był jednak odcinek ósmy, który zaczął się jak opowieść o złoczyńcy typu school shooter, a potem niespodziewanie eskalował do terroryzmu pełną gębą. Absolutnie przeraża mnie myśl o wieloletnim praniu mózgu, jakie unsub zafundował tu porwanym dzieciakom. Jak bardzo trzeba być zwichrowanym psychicznie, żeby robić coś takiego innym ludziom?
Podoba mi się natomiast, że w finale odcinka dziewczyny z bombą nie udało się agentom „przegadać” – po latach psychicznych tortur skuteczność takiej strategii powinna być (i była!) znikoma. W podobnie wyważony i wiarygodny sposób potraktowano wątek aresztowanego zamachowca: nastolatek zaczyna w końcu „pękać” emocjonalnie pod wpływem rozmowy z matką, ale nie doznaje cudownego uzdrowienia i nie od niego zależy sukces „dobrych” w tym odcinku. Jeśli kogoś zmanipulowano tak silnie, że gotów jest wysadzić się na środku skrzyżowania albo strzelać do policjanta w barze, to niełatwo go będzie przestawić z powrotem na właściwe tory.
O wątku dziewczyny Dereka Morgana, który dostaje nieco spotlightu, nie mam za wiele do powiedzenia, bo raz, że był mocno poboczny, a dwa, że wyszedł jak dla mnie dość słabo. Och, Morgan uświadomił sobie, że nie tylko on ma prawo rzucić wszystko i biec do pracy, gdy obowiązki tego wymagają. Wow, tyle głębi, miłość taka trudna, wow.

Źródło: kwejk.pl
Na zakończenie – zeszłotygodniowy odcinek dziewiąty. Znów mocny, znów dobry, znów angażujący widza i trzymający w napięciu. Uwielbiam historie, w których nie tyle złapanie, co złamanie przestępcy jest celem. Tutaj szkielet z ogródka stał się okazją do wyciągnięcia nie mniej kościstych szkieletów z szafy, a raczej trzech szaf – ojca, matki i syna. Bardzo mi się podobało, że najpierw zwiedziono nas, byśmy uwierzyli, że winny jest młody gniewny, po to tylko, by w połowie fabuły zastąpić go starym gniewnym. Psychologia w tym odcinku grała moim zdaniem idealnie. Rossi, Morgan i Hotch musieli się nieźle napocić, żeby wydobyć prawdę z podejrzanych, bo wszyscy troje widowiskowo szli w zaparte. A kiedy wszystkie grzeszki wyszły już na jaw, można było docenić, jak dobrze napisano postacie ojca i syna: faktycznie widać było potężny (i negatywny) wpływ, jaki ten pierwszy wywarł na drugiego. Ten sam gniew, ta sama bezsilność, ten sam bunt na tle rasowym (przynajmniej z pozoru). Tragiczna i świetna historia. A że przy okazji Rossi musiał przyznać się do znęcania się nad szkolnym kolegą (co ze zrozumiałych względów naprawdę dotknęło Dereka), była też odrobina dramatyzmu po stronie przesłuchujących. Rolę wisienki na torcie odgrywał fakt, że zakończenie było pod względem natężenia emocjonalnego i realizmu psychologicznego równie mocne, jak reszta odcinka. Trauma związana z niesłusznym oskarżeniem i okaleczeniem rzeczywiście brzmi jak wydarzenie na tyle bolesne, by mogło tłumaczyć okrutne zbrodnie ojca. Przemoc rodzi przemoc.

Fot. CBS
Podsumowując – jest dobrze, a w porywach nawet bardzo dobrze. Jakość fabuł nie spada, a w proceduralu to chyba najważniejsze. Coś leniwie tylko rozwija się wątek nowego szefa, więc liczę na to, że wkrótce jednak się rozkręci. Na tak zaawansowanym etapie serialu jedynym sposobem, by naruszyć choć trochę akcentowane wciąż więzi między bohaterami i zmienić status quo, jest albo wprowadzić nową postać z zewnątrz, albo odsłonić nagle jakieś istotne sekrety z przeszłości osób już znanych. Jeśli wierzyć zapowiedziom twórców, czekają nas w tym sezonie oba te wydarzenia. Trzymam kciuki.
Criminal Minds
S09E05: Route 66, emisja: 23.10.2013
S09E06: In the Blood, emisja: 30.10.2013
S09E07: Gatekeeper, emisja: 6.11.2013
S09E08: The Return, emisja: 13.11.2013
S09E09: Strange Fruit, emisja: 20.11.2013
Przemek Zańko: człowiek! Żyje w wielu miejscach, z czego Tu i Teraz stosunkowo najrzadziej. Pisze, żeby mu głowa nie pękła, co przy jej obecnych rozmiarach wydaje się całkiem możliwe. We wszystkich światach równoległych jest fizykiem, w tym – nie wiedzieć czemu – polonistą. Jego hobby to pisanie wstępów do BN-ek do własnych, jeszcze nienapisanych powieści, a czasem, od niechcenia, publikowanie opowiadań. Fan GTA i Supermana. Król hipsterów. Futuronauta.